czwartek, 21 kwietnia 2016

Sałata z wędzoną piersią kurczaka i "Pani na Hruszowej"

Robię postępy i dziś po raz drugi od wypadku wybrałam się sama na prawdziwe zakupy. Doceńcie możliwość robienia zakupów spożywczych, serio. Dla ludzi niepełnosprawnych to prawdziwe wyzwanie, ale i - przynajmniej dla mnie - wielka przyjemność, która wiąże się nie tylko z kolejnym krokiem w rekonwalescencji, ale też możliwość kupienia czegoś, co nie przychodzi nam do głowy, gdy robimy listę zakupów dla rodziny czy przyjaciół pomagających nam w biedzie. Przechodząc przez dział warzywny zobaczyłam piękne sałaty rzymskie, gdy okazało się, że dziś są w promocji, nie mogłam się oprzeć. Szybkie szacowanie, czy zmieści się do plecaka z innymi potrzebnymi produktami i wylądowała w torbie (przy okazji apel do ludzi o mocach decyzyjnych w samach: pomyślcie o koszach podobnych do siatek, by mogli z nich korzystać ludzie poruszający się o kulach, bo ani typowych koszyków, ani koszyków z kółkami, ani wózków użyć nie możemy). Pomyślałam najpierw o sałacie Cezara, ale w sklepie mięsnym zobaczyłam piękne wędzone piersi kurczaka (nie takiej w folii i jakiejś chemicznej zalewie) i to na nie padł ostatecznie wybór. I tak powstał pomysł na tę sałatę... Cezar poczeka ;)





Składniki:
5 dorodnych liści sałaty rzymskiej
ok. 10 dag wędzonej piersi kurczaka
4 rzodkiewki
ćwiartka żółtej papryki
2-3 łyżki oliwy
łyżka octu jabłkowego


  1. Liście sałaty i rzodkiewki opłukać i osuszyć. Pokroić na kawałki.
  2. Pierś, rzodkiewki i paprykę pokroić na kawałki (wielkość według uznania).
  3. W salaterce umieścić najpierw sałatę, potem kolejno: pierś, rzodkiewki i paprykę.
  4. Tuż przed podaniem skropić oliwą i octem.
Łatwizna? Ale jaka dobra! :)






-----
Podobne:

Sałata z szynką i mozzarellą
Melon z chorizo i brie
Sałatka z kurczakiem i ananasem



"Pani na Hruszowej" Jadwigi Skirmunttówny to historia Marii Rodziewiczówny opowiedziana przez jej wieloletnią (25 lat ostatnich lat Pisarki) towarzyszkę życia.
Poruszające są wspomnienia, gdy kobiety musiały opuścić dotychczasowe życie i dom z powodu zbliżającego się wojska zajmującego majątki ziemskie. Czas "warszawski" z początku sielankowy w czasie II wojny światowej zmienił się w koszmar poszukiwania przez autorkę (Rodziewiczówna była już schorowana) bezpiecznego lokum w niszczonej stolicy.

To książka, której nie mogło zabraknąć w moim zestawie lektur, bo - jak wiedzą Czytelnicy tego bloga - do Rodziewiczówny mam szczególny sentyment, jako że za sprawą Taty czytam jej książki od bardzo wczesnego dzieciństwa (druga lub trzecia klasa szkoły podstawowej), niektóre nawet po kilkanaście razy ;)
Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że postać Rodziewiczówny jest w tej książce nadmiernie idealizowana. Kobieta, która sama zarządzała majątkiem w tamtych trudnych czasach, nie mogła być - moim zdaniem - ciepłą kluską. Z innych źródeł wiem, że życie jej nie rozpieszczało od najmłodszych lat - przez kilka pierwszych lat była wychowywana przez dziadków (rodzice zostali zesłani na Syberię za pomoc powstańcom styczniowym), rodzinie się nie przelewało do czasu objęcia majątku Hruszowa na Polesiu. Skończyła tylko 5 klas w szkole prowadzonej przez siostry Niepokalanki, bo rodziny nie stać było na jej kształcenie, a i ojciec poważnie zachorował. Po śmierci ojca zajęła się gospodarstwem i musiała jakoś wiązać koniec z końcem, bo spadły na nią długi i zobowiązania ojca, ale też musiała spłacić rodzeństwo przejmując majątek. W wieku dwudziestu kilku lat ścięła włosy (XIX wiek!) i zaczęła się ubierać w krótsze spódnice i męskie marynarki. I ten "styl" utrzymała do śmierci w 1944 roku. Czy taka kobieta mogła być ciepłą i nijaką, jak ją nakreśliła Skirmunttówna?



http://soy-como-el-viento.blogspot.com/2015/12/wyzwanie-polacy-nie-gesi-edycja-iv.html
Wyzwanie u Ejotka
Wyzwanie u Ejotka
http://biblioteczkamagdalenardo.blogspot.com/p/kochani-od-lipca-siedzi-w-mojej-gowie.html





Gra w kolory


2 komentarze:

  1. Mam tę książkę, ale raczej z przypadku, może z powodu okładki. Nie pamiętam.
    Nie czytałam i jakoś bardzo się do niej nie palę, choć bardzo podoba mi się wydanie.

    Postaci Pani Radziewiczówny kompletnie nie znam, nie wiedziałam wcześniej o niej zupełnie nic. Czytałam tylko "Między ustami a brzegiem pucharu" i bardzo mi odpowiada klimat przedstawionych w niej czasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Między ustami a brzegiem pucharu" to pierwsza książka Rodziewiczówny, którą czytałam. I od razu pytałam Ojca, czy na pewno mogę to czytać, bo na pierwszej stronie jest opis jak to Wenzel trzyma głowę na nagich kolanach Aurory (chyba tak miała na imię). Uważam, że to najsłabsza książka Rodziewiczówny.
      Polecam Ci "Dewajtis", "Macierz", "Na wyżynach", "Jerychonkę" (długo by wymieniać, bo napisała kilkadziesiąt książek), a w szczególności "Strasznego dziadunia".

      Usuń

Chętnie poznam Twoje zdanie na temat tego wpisu lub przepisu. Zostawisz kilka słów w komentarzu?
Dziękuję, również za lajki na fb oraz serduszka na Instagramie :-)
Komentarze z lokowaniem produktów nie będą publikowane.